Aktualności Superliga

Fertikowski był „psycholem” jeśli chodzi o ciężką pracę

"Mogłem trenować i trenować... Pierwszy przychodziłem na salę i ostatnich schodziłem. Po 3 godzinach treningów ciągle było mi mało, chciałem dalej trenować i na pewno nie robiłem tego na pokaz. Byłem „psycholem” jeśli chodzi o ciężką pracę" – mówi Paweł Fertikowski, który w wieku 29 lat skończył karierę. Przyczyną były poważne problemy z biodrami.

- Chciałbym dłużej pograć na wysokim poziomie, ale niestety nie jestem w stanie ze względów zdrowotnych. Cieszę się z tego co udało się osiągnąć – powiedział w kolejnym odcinku internetowego czatu LOTTO Superligi Paweł Fertikowski, wychowanek Henryka Rogali z klubu Sparta w rodzinnym Złotowie w województwie wielkopolskim.

Leworęczny zawodnik grał w ćwierćfinale MŚ Juniorów w deblu z Patrykiem Chojnowskim i MŚ Seniorów w mikście z Katarzyną Grzybowską-Franc. Przez kilka sezonów występował w reprezentacji Polski, wygrał z Robertem Florasem World Tour w Czechach, odnosił ważne zwycięstwa w Lidze Mistrzów, regularnie zdobywał punkty w LOTTO Superlidze i sięgał po medale w tych rozgrywkach – z Dartomem Bogorią 2 razy został Drużynowym Mistrzem Polski. Z kolei z Dekorglassem triumfował w Pucharze ETTU. Ale tych wszystkich sukcesów było znacznie więcej...

A wszystko, jak opowiadał Paweł Fertikowski, zaczęło się od Timo Bolla.

– Był moim pierwszym idolem i tak zostało do końca. Pamiętam, że kiedyś byłem na turnieju młodzików lub żaków w Düsseldorfie i tata, który też grał w tenisa stołowego, zabrał mnie na mecz z udziałem Timo Bolla. Na żywo mogłem zobaczyć w akcji tego wspaniałego zawodnika. Nie ukrywam, że podpatrywałem go jak gra m.in. dlatego, że obaj jesteśmy leworęcznymi zawodnikami. Zawsze marzyłem też o tym, aby zmierzyć się z nim przy stole. Miałem przyjemność zagrać z Timo w listopadzie 2017 roku w Lidze Mistrzów. Zawsze go podziwiałem za klasę sportową, za to iż w tak młodym wieku był już w światowej czołówce. Podobał mi się jego styl gry – wspomniał o spotkaniu, które Dekorglass przegrał na wyjeździe z Borussią 1:3. Polak uległ wtedy Niemcowi 0:3.

W swojej karierze Paweł Fertikowski wygrywał z wieloma bardzo dobrymi rywalami. W czasie rozmowy wspomniał o zwycięstwach z Suessem, Filusem, Lunqvistem, Tan Ruiwu, Legout, Kou Leiem itd.

- Do wszystkiego doszedłem ciężką pracą. Nie miałem złotej ręki czy super czucia, ale wiedziałem, że trzeba pracować, a wówczas mogę wiele zdziałać. Dlatego tak dużo we mnie determinacji, wytrwałości, waleczności, upartości, ale też cierpliwości i skromności. Może nawet niekiedy byłem za skromny w niektórych sprawach. Jeśli chodzi o trening, to ja często gasiłem światło jako ostatni na sali. Poza tym z każdym rokiem miałem coraz więcej mądrości w swojej głowie i świadomości na temat treningów, przygotowań, odżywiania itd. A przy tym wszystkim nie zadzierałem nosa – przyznał.

Paweł Fertikowski nie pojechał tylko na Igrzyska Olimpijskie.

– Występ w turnieju olimpijskim był moim marzeniem. Nigdy nie byłem bardzo blisko awansu, zapewne to wymagałoby jeszcze lepszych wyników, ale i lepszego zdrowia. Grałem w reprezentacji, w której liderami byli Daniel Górak i Wandżi, a występował też np. Robert Floras. Starałem się swoją postawą, pracą pokazać trenerowi, że warto na mnie postawić, a Tomasz Krzeszewski zaufał mi.

Mimo ofert z Niemiec czy Francji Paweł Fertikowski nigdy nie zdecydował się na grę w zagranicznym klubie. Zawsze powtarzał, że w Polsce można stworzyć dobre warunki treningowe i na miejscu pracować nad formą sportową.

- Oczywiście, że w Polsce możemy mieć świetne warunki treningowe. W tamtym czasie trenowałem w Grodzisku Maz. i nie było potrzeby nigdzie wyjeżdżać. Trzymam kciuki, aby w klubach LOTTO Superligi były coraz lepsze możliwości treningowe, a wówczas mogliby wrócić Samuel Kulczycki i Maciek Kubik. Fajnie, że wrócił Kuba Dyjas i zagra w moim ostatnim klubie Dekorglassie. Życzę mu jak najlepiej. Uważam, że to był świetny ruch Kuby i klubu z Działdowa i wierzę, że przyniesie to sukcesy.

Popularny „Ferdek”  zakończył karierę tenisisty stołowego kilka miesięcy przed 30 urodzinami. Szczegółowo mówił o 4 operacjach obu bioder, dodając, że nikomu życzy tylu kontuzji, rehabilitacji i wizyt lekarskich.

- Pierwszą operację prawego biodra miałem w 2011 roku. Później znów staw nie wytrzymał i w lutym 2016 musiałem poddać się „poprawce”. Trzecia operacja, ze stycznia tego roku, tym razem lewego biodra to był nagły uraz. Chodziłem o kulach i nie mogłem już czekać, bo mogło być jeszcze gorzej. Później znów ciężka rehabilitacja, doszło z powrotem do przeciążeń w prawej nodze, wszystko zaczęło się komplikować. Z lewą było lepiej, ale prawe biodro znów musiało być operowane. Ta czwarta operacja była kropką nad „i”. Wiedziałem, że to już koniec grania. Na 80-90 proc nie chciałem trenować i grać, zawsze mnie interesowało 100 proc. Decyzja o zakończeniu była bardzo trudna i emocjonalna. W końcu wziąłem telefon do ręki i zacząłem dzwonić do osób, którym chciałem osobiście podziękować, ale z powodu pandemii mogłem tylko w ten sposób. Następnego dnia powiadomiłem wszystkich oświadczeniem na Facebooku… Nie zliczę ile miałem konsultacji w życiu, ilu poznałem lekarzy, a wszystko w poszukiwaniu metod leczenia itd. W zdrowie zainwestowałem sporo pieniędzy – mówi Paweł Fertikowski.
 

Paweł Chmiel ze zdwojoną siłą wraca do LOTTO Superligi

"Cieszę się, że ze zdwojoną siłą wracam do LOTTO Superligi" – mówi Paweł Chmiel, nowy zawodnik Mistrza Polski PKS Kolping FRAC Jarosław. Kilka sezonów temu w krótkim odstępie czasu pokonał dwie gwiazdy ligi: Oh Sangeuna i Kaii Yoshidę.

Od kilku lat Paweł Chmiel, brązowy medalista Drużynowych Mistrzostw Europy z 2007 roku, łączył grę w 1-ligowych klubach z pracą jako zawodowy strażak w Warszawie. Ostatni sezon spędził w klubie z podwarszawskiej miejscowości Wiązowna. Coccine GKTS znalazł się na miejscu spadkowym, zaś były reprezentant Polski stał się bohaterem jednego najciekawszego transferów do LOTTO Superligi.

- Rozmowy z menedżerem Kolpinga FRAC Jarosław nie trwały długo. Znamy się z Kamilem Dziukiewiczem już dość długo i każda ze stron wie, czego od siebie wymagać. Nie ukrywam, że byłem miło zaskoczony telefonem od Kamila. Już wcześniej po wygraniu 1 ligi w grupie południowej z drużyną z Zamościa przychodziły mi myśli o powrocie do elity. Teraz wracam do niej ze zdwojoną siłą – powiedział.

Pochodzący z Lubartowa na Lubelszczyźnie Paweł Chmiel grał w klubach z całej Polski, a na drugim i trzecim stopniu podium DMP stawał w barwach klubów z Nowej Wsi Lęborskiej, Rzeszowa, Grudziądza, Białegostoku i Bytomia. Występował także w zespołach m.in. z Grodziska Maz., Torunia i Zamościa.

- Czeka mnie rywalizacja o miejsce w składzie i na pewno nie bedzie mi lekko, grając u boku z Ukraińcem Kou Lei, Chińczykiem Han Qiyao i wracającym po 2 sezonach z niemieckiego FC Saarbruecken Patrykiem Zatówką. Wiem, że determinacją, zaangażowaniem i wytrwałością w dążeniu do celu jestem w stanie wywalczyć pozycję w podstawowym składzie – przyznał nowy kapitan Mistrzów Polski.

Na pytanie, czy jego powrót do LOTTO Superligi, tym bardziej do najlepszego klubu w sezonie 2019-20, jest sensacją, odpowiedział.

- W ten sposób określiłbym powrót do kraju Jakuba Dyjasa, najlepszego polskiego tenisisty stołowego. A co do mnie, klub z Jarosławia potrzebował zawodnika, ja szukałem klubu i gdzieś nasze drogi się połączyły. Jestem z tego zadowolony – mówi brązowy medalista MP w singlu z 2006 roku.

Kamil Dziukiewicz i Paweł Chmiel mają nadzieję na udaną współpracę i… zrozumienie ze strony przełożonych pingpongisty w straży pożarnej.

– Jeśli się czego pragnie i chce, to wszystko można pogodzić. Z pewnością nie będzie łatwo pogodzić pracę w Państwowej Straży Pożarnej z grą w tenisa stołowego na najwyższym poziomie, ale kalendarz rozgrywek LOTTO Superligi, jak i grafik służb mamy wcześniej, dlatego swoją ambicją i determinacją udowodnię, że wszystko można połączyć bez szkody dla któregoś z wyzwań – dodał Paweł Chmiel, który ma nadzieję trenować i w Warszawie i w Grodzisku Maz. Prywatnie jest szczęśliwym ojcem dwójki dzieci: 2,5-rocznej córki i 8-miesięcznego syna.
 

Finał Mistrzostw Świata już sędziował. Teraz czas na Igrzyska!

Mając zaledwie 23 lata, w 2017 roku Rafał Zlezarczyk sędziował finał mistrzostw świata w tenisie stołowym z udziałem Chińczyków. Kolejnym jego celem są igrzyska, choć na udział w turnieju olimpijskim – jak sam zaznaczył – będzie musiał jeszcze poczekać.

Rafał Zlezarczyk pochodzi z miejscowości Borzęta w gminie Myślenice, a sędziowaniem zajął się na początku nauki w liceum w Dobczycach. W wieku 20 lat zdobywał uprawnienia międzynarodowe i pojechał na młodzieżowe igrzyska olimpijskie do Chin. Po trzech latach, jako arbiter najwyższej klasy Blue Badge, prowadził już mecz o złoty medal MŚ w Duesseldorfie pomiędzy gwiazdami ping-ponga Ma Longiem i Fan Zhendogiem. O tym meczu i innych wydarzeniach opowiedział podczas internetowego czatu organizowanego przez LOTTO Superligę.

- Serducho mocniej biło, kiedy w obecności 7 tysięcy widzów w olbrzymiej hali targów i milionów przed telewizorami, wychodziliśmy do finału mistrzostw globu. Tenis stołowy jest bardzo popularny w Niemczech, a na trybunach przez cały turniej był komplet kibiców. Oprawa zawodów też była niesamowita – wspominał polski sędzia spotkanie, które wygrał mistrz olimpijski z Rio de Janeiro Ma Long.

Rafał Zlezarczyk dodał, że w trakcie finału MŚ 2017 doszło do niespodziewanej sytuacji...

- W czasie jednej z przerw na żądanie któregoś z zawodników postawiłem na stole elektroniczny zegar. Być może za lekko nacisnąłem przycisk aktywujący minutowe odliczanie, a może zawinił sprzęt, ale okazało się, że stoper się nie włączył. Na szczęście szybko się zorientowałem i go uruchomiłem. Time-out trwał zatem o kilka sekund dłużej. W topowym spotkaniu może przytrafić się i taka historia. Oczywiście, nic wielkiego się nie stało, ale to pokazuje, jak istotne w naszym fachu jest utrzymywanie koncentracji na możliwie najwyższym poziomie przez całe spotkanie, a nawet w przerwie – stwierdził.

Polak sędziował wszystkim najlepszym pingpongistom na świecie. Podkreślił, że współczesne sławy tego sportu potrafią całkowicie „wyłączyć” się będąc już w polu gry.

- Przed rozpoczęciem finału Katar Open zapytałem Ma Longa, trzykrotnego mistrza świata, o wybór koloru podczas losowania – czerwony czy niebieski, tyczy się to tylko wyboru jednej ze stron stołu. Chińczyk potrzebował kilku sekund, aby się spokojnie zastanowić i udzielić odpowiedzi. To pokazuje jak topowi gracze są zmobilizowani i jak wysoki jest poziom ich koncentracji przy stole, a już podczas meczów najlepsi grają na niebotycznym poziomie - zdradził.

Jak przyznał, mimo młodego wieku miał styczność z wieloma nietypowymi sytuacjami, jak np. nagminnie pękającymi piłeczkami. Było to za czasów wprowadzania plastikowych, które zastąpiły celuloidowe.

- Ostatniego dnia turnieju w Luksemburgu sędziowałem pojedynek w tzw. fazie pocieszenia. W ostatnim secie pękło aż siedem piłeczek, od stanu 9:9 zawodnicy grali ósmą, którą udało się dokończyć rywalizację. Trzy razy do kortu donoszono nam piłeczki, bo zwyczajowo zabieramy trzy na dany mecz - opowiadał podczas czatu.

Rafał Zlezarczyk odniósł się również do testowanego już pomysłu wprowadzenia systemu VAR. Znany jest z piłki nożnej, w której wiele razy pomógł arbitrowi.

- Rozmawiałem z sędziami, którzy korzystali z VAR-u podczas finałowych zawodów World Tour w Chinach. Zgadza się, jest przydatny zwłaszcza przy spornych, krawędziowych i siatkowych piłkach, które przy współczesnej szybkości naszego sportu są często wręcz niemożliwe do wychwycenia przez arbitra. Może być również przydatny przy ocenie serwisu, a muszę wspomnieć, że w kwestii poprawności podania przepisy są ekstremalnie skomplikowane, niejasne i zwyczajnie ciężkie dla widzów. Sędzia musi zwrócić uwagę na kilkanaście aspektów poprawności podania, które trwa w porywach do... trzech sekund, a potem rodzą się dalsze kwestie sporne. Doszło do tego, że VAR negował serwis Ma Longa, a mówimy o wybitnej postaci w tenisie stołowym. I nagle okazuje się, że podczas jego najbardziej charakterystycznego podania piłkę przez jakąś setną część sekundy zasłania głową. W mojej ocenie przepisy muszą ulec uproszczeniu i może kiedyś dojdzie do takich zmian, a wtedy akcje będą dłuższe i ciekawsze dla fanów – uważa polski sędzia.

System VAR ma być dalej sprawdzany na największych imprezach typu World Tour Platinum.

- Inna sprawa, że kibice irytowali się, kiedy sprawdzanie akcje trwało powyżej minuty. Tych przerw nie może być za dużo – dodał.

Wyjaśnił, że sędziowie cały czas muszą się doskonalić.

- W ciągu roku sędziujemy relatywnie mało, może przez pięć-sześć tygodni przebywamy na turniejach plus rozgrywki ligowe itd. Dlatego korzystamy z różnych rozwiązań, aby się szkolić jak np. filmy instruktażowe, materiały ze światowej federacji itp. Warto regularnie czytać przepisy i bieżące wytyczne sędziowskie, po prostu być z nimi na bieżąco - powiedział.

Kolejnym celem Rafała Zlezarczyka jest występ w zawodach olimpijskich.

- Na igrzyska w Tokio obsada jest gotowa i nic w tej kwestii nie zmieni przełożenie rywalizacji na 2021 rok. Moje szanse są więc w tym przypadku zerowe. Z powodu pandemii ominęły mnie m.in. europejskie kwalifikacje olimpijskie w Moskwie czy World Tour Platinum w Chinach. Liczę zaś na udział we wrześniowych mistrzostwach Europy w Warszawie – powiedział sędzia, który będzie miał realną szansę pojechać na IO w 2024 roku do Paryża. Dodał, że w tenisie stołowym większość sędziów tylko raz dostaje szansę startu w igrzyskach.
 

Paweł Chmiel wraca. Zagra u mistrza!

Paweł Chmiel, brązowy medalista Drużynowych Mistrzostw Europy z 2007 roku, podpisał kontrakt z PKS Kolping Frac Jarosław. Umowę z mistrzem Polski przedłużył zaś reprezentant Ukrainy Kou Lei. Wcześniej do zespołu dołączył Patryk Zatówka.

- Zawodnik klasy Pawła Chmiela, zawsze przygotowany do meczów i turniejów, powinien występować w LOTTO Superlidze. W ciągu wielu sezonów widziałem mnóstwo jego bardzo dobrych pojedynków i zdecydowałem się na współpracę z Pawłem. Cenię go, dlatego zostanie kapitanem zespołu. Znamy się kilkanaście lat, zaprzyjaźniliśmy ze sobą, a teraz liczę, że wykorzysta swoją szansę grając w najlepszej polskiej drużynie sezonu 2019/2020 – mówi Kamil Dziukiewicz, menedżer jarosławian.

34-letni Paweł Chmiel ma za sobą występy w reprezentacji biało-czerwonych, zdobywał medale indywidualnych i drużynowych mistrzostw Polski. Ostatnio grał w pierwszoligowym, podwarszawskim Coccine GKTS Wiązowna. W jego barwach wygrał 18 z 27 pojedynków.

- Od jakiegoś czasu Paweł łączy występy przy tenisowym stole z pracą zawodową w straży pożarnej. Terminarz LOTTO Superligi będzie znany dużo wcześniej, dlatego będzie mógł spokojnie pogodzić grę z obowiązkami służbowymi w Warszawie – dodaje Dziukiewicz, który jest także wiceprezesem Polskiego Związku Tenisa Stołowego.

Klub prowadzony przez Kamila Dziukiewicza po raz drugi w ciągu trzech sezonów sięgnął po tytuł w LOTTO Superlidze. W mistrzowskim składzie pozostaną Ukrainiec Kou Lei i Chińczyk Han Qiyao. Z mistrza Niemiec FC Saarbruecken wraca Zatówka, który w ostatnich miesiącach miał kłopoty z kolanem i grał w rezerwach. W dobrej formie sportowo-fizycznej ma być liderem ekipy z Podkarpacia.

- Umówiliśmy się z Kou Leiem, najlepszym pingpongistą ostatnich rozgrywek LOTTO Superligi (bilans 24-2), że podpisujemy kontrakt na pięć spotkań, ale jeśli nasze możliwości finansowe będą lepsze, wówczas będziemy częściej korzystać z jego usług. Pochodzi on z Chin, ale na stałe mieszka w Hiszpanii, więc nie powinno być problemów z przyjazdem do Polski. Z kolei Han Qiyao pozostaje w ośrodku szkoleniowym w Gdańsku, gdzie ma bardzo dobre warunki treningowe. Więc na dziś skład będą tworzyć stacjonujący w Polsce Zatówka, Chmiel i Han, a w gotowości pozostaje Kou Lei – stwierdził menedżer. Szef klubu prowadził też rozmowy m.in. ze Szwedem Jensem Lundqvistem z francuskiego Angers. Ostatecznie trafił on do duńskiego Roskilde.

- Zapowiada się ciężki okres dla większości klubów spowodowany koronawirusem i konsekwencjami związanymi z pandemią. Liczę na spokojny sezon w naszym wykonaniu, konkretnych celów sobie nie stawiamy, choć oczywiście zawsze widziałbym swoich podopiecznych w czołówce tabeli – podkreślił Kamil Dziukiewicz.

Kotowski pokazał, że już jest w dobrej formie

"W TOP 12 pokazałem, że już jestem w dobrej formie, a przecież miałem aż 53-dniową przerwę w treningach" – mówi Tomasz Kotowski, były Mistrz Polski Juniorów i Młodzieżowców w singlu, który występował w seniorskiej kadrze narodowej Biało-Czerwonych.

22-letni zawodnik Energi-Manekina Toruń bardzo dobrze zagrał w turnieju TOP 12. W zawodach rozegranym w Grodzisku Mazowieckim zajął 3 miejsce, odnosząc 6 zwycięstw i przegrywając tylko w półfinale ze swoim kolegą klubowym Konradem Kulpą. Zawody wygrał Marek Badowski z Dartomu Bogorii.

- Start w TOP 12 oceniam bardzo dobrze, w grupie odniosłem wygrałem wszystkie 5 meczów i z pierwszego miejsca awansowałem do półfinału. Pokonałem Patryka Pyśka, Paulinę Krzysiek, Antoniego Witkowskiego, Jakuba Kosowskiego oraz kolegę klubowego Damiana Węderlicha. Myślę, że jak na 53 dni bez rakietki w dłoni moja forma jest już dobra, a do rozpoczęcia sezonu LOTTO Superligi będzie jeszcze lepsza – powiedział Tomasz Kotowski, który jest brązowym medalistą MP Seniorów w grze pojedynczej z 2018 roku.

We wspomnianym półfinale przegrał z Konradem Kulpą, a w spotkaniu o 3 pozycję ponownie pokonał Jakuba Kosowskiego, Mistrza Polski z 2006 roku.

- Wcześniej w sparingu w Toruniu z Dartomem Bogorią Grodzisk Mazowiecki rozegrałem 2 pojedynki singlowe i jednego debla. Były to bardzo dobre występy, chociaż w singlu nie udało mi się wygrać. W  pierwszym pojedynku minimalnie uległem Pavlowi Siruckowi 2:3, w drugim Markowi Badowskiemu 1:3. Wygraliśmy debla z Damianem Węderlichem, pokonując parę Badowski/Redzimski 3:0 – dodał Kotowski.

W ostatnim sezonie LOTTO Superligi torunianie, w składzie z trójką wymienionych Polaków oraz tercetem Azjatów (Taimu Arinobu, Yuki Hirano, Ng Pak Nam), zajęli 5 miejsce. Tomasz Kotowski pokonał m.in. Bartosza Sucha, Antonina Gavlasa, Wang Zeng Yi, Wiaczesława Burowa, Szymona Malickiego czy Park Chan-Hyeok'a.

- Bardzo mocno trenujemy w Toruniu pod okiem trenera Grzegorza Adamiaka, a wkrótce udamy się z Konradem Kulpa i Przemkiem Walaszkiem na zgrupowanie kadry narodowej do Władysławowa. Tam będziemy mogli potrenować z takimi zawodnikami jak Jakub Dyjas, Marek Badowski, Samuel Kulczycki, Maciek Kubik i  Miłosz Redzimski – przyznał.

Dosz chce przerwać serię porażek w LOTTO Superlidze

"Miałem propozycję gry w Niemczech i we Francji, ale zdecydowałem się na pozostanie w Poltarex Pogoni Lębork. Chcę przerwać serię porażek w LOTTO Superlidze" – mówi Adam Dosz, który ostatni sezon zakończył z bilansem 4 zwycięstw i 18 porażek.

Pierwsza część sezonu nie była taka zła, Adam Dosz pokonał Patryka Jendrzejewskiego (LOTTO ZOOleszcz Gwiazda Bydgoszcz) i Tomasza Kotowskiego (Energa Manekin Toruń) oraz zdobył 2 punkty w meczu z Wartą Kostrzyn nad Odrą – wygrał z Danielem Bąkiem i swoim bratem Sławomirem Doszem. W kolejnym spotkaniu, w 11 kolejce, prowadził z Wang Zeng Yi (Dojlidy Białystok) 2:0, by przegrać 2:3. Od tego czasu notował same porażki.

- Brak zwycięstwa w rundzie rewanżowej na pewno boli. Myślę, że na słabszą grę największy wpływ miały duże wahania formy, nad czym muszę popracować – powiedział wychowanek UKS Szemud.

W Poltarex Pogoni Lębork nadal występować będą Bogusław Koszyk i Marek Prądzinski. Nie wiadomo, czy w czasie pandemii koronawirusa do Europy będą mogli przylatywać zawodnicy z Azji. Jeśli zespół z Lęborka będzie występował w polskim składzie, to może oznaczać większą liczbę gier na Adama Dosza na pozycji 1-2.

- Na pewno chciałbym wspierać zespół jak najlepszą grą, a ustawienie na dane spotkanie w znacznej mierze zależy od dyspozycji przedmeczowej – dodał pingpongista, który w minionym sezonie po raz 1. wygrał zawody Grand Prix Polski. W Zawierciu pokonał m.in. Konrada Kulpę, Szymona Malickiego, Piotra Chodorskiego i Roberta Florasa.

Adam Dosz przyznał, że miał zagraniczne propozycje dotyczące występów w sezonie 2020/21. Zdecydował jednak, że pozostanie w klubie z Leborka prowadzonym przez Wojciecha Potrykusa.

– To były oferty z 3-ligowych klubów z Niemiec i Francji. Jednak w obecnej, niepewnej sytuacji związanej z pandemią, nie zdecydowałem się z żadnej skorzystać – dodał zawodnik, który mieszka w miejscowości Będargowo na Kaszubach, a studiuje w Gdyni.

Kilka lat temu zdarzyło się, że w meczu LOTTO Superligi w barwach zespołu Poltarex Pogoni zagrał 3 braci Doszów.

- Sławek przechodzi z Warty Kostrzyn nad Odrą do Gorzowa Wielkopolskiego, a starszy brat Darek pewnie zostanie w Sierakowicach. Z kolei najmłodszy z rodzeństwa w poprzednich rozgrywkach był w 3-ligowym Luzinie, ale już zakończył swoją przygodę z tenisem stołowym. W dawnych latach bywało, że wszyscy czterej razem trenowaliśmy – powiedział Adam Dosz.

Badowski pokonał Kulpę w finale TOP 12 w Grodzisku Mazowieckim

Marek Badowski (Dartom Bogoria Grodzisk Mazowiecki) wygrał z Konradem Kulpą (Energa Manekin Toruń) 3:1 w finale turnieju TOP 12 w Grodzisku Mazowieckim. To nowa inicjatywa w polskim tenisie stołowym w czasie pandemii koronawirusa.

Wśród pomysłodawców zawodów byli trenerzy klubów LOTTO Superligi Tomasz Redzimski (Dartom Bogoria Grodzisk Mazowiecki) i Grzegorz Adamiak (Energa Manekin Toruń). Niedawno doszło do sparingowego meczu między prowadzonymi przez nich drużynami w Toruniu, zaś teraz w Grodzisku Mazowieckim pingpongiści obu zespołów spotkali się w jeszcze szerszym gronie.

- To była świetna, profesjonalna inicjatywa i oby polski turniej TOP 12 przerodził się w cykl imprez. Nam, zawodnikom, w obecnej sytuacji bardzo brakuje takich startów. Możemy pograć w dobrym gronie i na wysokim poziomie na punkty, dochodzi odrobina stresu meczowego, choć oczywiście ta presja nie jest zbyt wielka. Po takich spotkaniach widzimy też co jest do poprawy na kolejnych treningach – mówi Konrad Kulpa, który podobnie jak Marek Badowski występował już w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski Seniorów.

W finale Konrad Kulpa przegrał z Markiem Badowskim 1:3. Z kolei w meczu o 3 miejsce Jakub Kosowski uległ Tomaszowi Kotowskiemu. W półfinałach Kulpa okazał się lepszy od Kotowskiego, a Badowski od Kosowskiego. W grupach rywalizowali jeszcze m.in. Miłosz Redzimski, Jakub Folwarski, Michał Gawlas i jedyna zawodniczka w stawce Paulina Krzysiek.

Konrad Kulpa podkreślił także zaangażowanie obu trenerów.

– Po turnieju trenerzy Tomasz Redzimski i Grzegorz Adamiak w obecności wszystkich 12 grających dokonali analizy gry. Poza tym każdy z nas mówił z czego jest zadowolony, co poszło nie tak – to była ocena własnych występów. Fajnie, że wszyscy zostali do końca, wspólnie obejrzeli finał, a następnie mogliśmy porozmawiać o plusach i minusach swojej gry. Myślę, że to było także bardzo istotne dla najmłodszych zawodników, a dwóch takich chłopaków z Dartomu Bogorii uczestniczyło w seniorskiej rywalizacji - dodał Kulpa.

Dla najlepszych zawodników przygotowane były nagrody finansowe.

Dyjas: W finale byłem wyjątkowo spokojny

Jakub Dyjas był najlepszym zawodnikiem Liebherr Ochsenhausen w decydującej fazie rozgrywek ligi niemieckiej. Swoje mecze wygrał w meczach półfinałowym i finałowym. Ostatecznie jego zespół zdobył srebrny medal, a złoto wywalczył FC Saarbrücken, czyli klub Patryka Zatówki (występował w rezerwach).

W nowym sezonie obaj zagrają przeciwko sobie w LOTTO Superlidze – Jakub Dyjas podpisał kontrakt z mającym mistrzowskie aspiracje Dekorglassem Działdowo, a Patryk Zatówka wraca do drużyny Mistrza Polski PKS Kolping Frac Jarosław.

W niedzielnym finale Liebherr Ochsenhausen grał z FC Saarbrücken we Frankfurcie nad Menem. To była powtórka finału sprzed roku. Tym razem klub Kuby Dyjasa przegrał 1:3, a jedyny punkt zdobył właśnie Polak. Pokonał Słoweńca Darko Jorgicia 3:1.

- Szczerze mówiąc byłem wyjątkowo spokojny, kiedy podchodziłem - przy stanie 0:2 – do swojego pojedynku. Wiedziałem, że jeżeli zagram na odpowiednim poziomie to mogę wygrać ten mecz i tak się stało. W półfinale z Dusseldorfem też wychodziłem przy wyniku 0:2, poradziłem sobie i ten czwartkowy występ miał wpływ na to, że grało mi się lepiej w niedzielę – przyznał reprezentant Polski.

Zanim Jakub Dyjas wygrał z Darko Jorgiciem, przegrywali koledzy klubowi Polaka - Hugo Calderano z Patrickiem Franziską 2:3 i Simon Gauzy z Shang Kunem 1:3.

- Według mnie kluczowa była pierwsza gra finału. Gdyby Hugo wygrał, to wydaje mi się, że dalibyśmy radę zdobyć ponownie tytuł mistrzowski – dodał.

W ostatnim pojedynku Hugo Calderano przegrał z Shang Kunem 0:3. Już po fakcie ustawienia zespołu mógł żałować trener Liebherr Dimitrij Mazunov, bowiem w sezonie zasadniczym Jakub Dyjas pokonał 3:0 Chińczyka Shang Kuna znanego polskim kibicom z występów w Dekorglassie Działdowo.

W nowym sezonie w Dekorglassie zagra Kuba Dyjas, a jego partnerami będą m.in. Andrej Gacina Wei Shihao i grający trener Jiri Vrablik. Polak pożegnał się z Ochsenhausen 5 medalami w 5 lat – 1 złotym, 2 srebrnymi i 2 brązowymi.

- Na pewno w Bundeslidze nabrałem ogromnego doświadczenia. Miałem mnóstwo przeróżnych sytuacji, z których mogłem coś wywnioskować i uczyć się na nich. Dzięki lidze niemieckiej dużo się o sobie dowiedziałem, jakim typem zawodnika jestem i jaki chciałbym mieć system gry. Ostatni sezon był zdecydowanie moim najlepszym, nie tylko ze względu na bilans, ale także na jakość gier i stabilność wysokiego poziomu – podsumował Kuba Dyjas.

Dyjas wicemistrzem Niemiec!

Po raz pierwszy w karierze Jakub Dyjas wystąpił w meczu finałowym Bundesligi. W niedzielę zdobył punkt, ale Liebherr Ochsenhausen przegrał z FC Saarbrücken 1:3. W drużynie rezerw Mistrza Niemiec grał w tym sezonie Patryk Zatówka.

Zespół Kuby Dyjasa już 3. raz z rzędu walczył o złoty medal niemieckiej ekstraklasy, lecz w dwóch poprzednich finałach, w latach 2018-19, 2-krotny Indywidualny Mistrz Polski był rezerwowym. Tym razem w hali we Frankfurcie nad Menem pokonał Słoweńca Darko Jorgicia 3:1.

Wcześniej 2 punkty zdobyli zawodnicy FC Saarbrücken. Najpierw Patrick Franziska wygrał z Hugo Calderano 3:2, a potem Shang Kun z Simonem Gauzy 3:1. Podobnie jak w półfinale przy stanie 0:2 w swoim pojedynku zwyciężył Jakub Dyjasa. Niestety dla Liebherr, w czwartej grze Hugo Calderano uległ 0:3 Shang Kunowi. Chińczyk to były zawodnik Dekorglassu Działdowo, czyli nowego klubu Dyjasa.

Reprezentant Polski żegna się z Ochsenhausen i po 7 latach wraca do polskiej LOTTO Superligi. W Niemczech spędził 2 sezony w drugiej lidze, a potem 5 sezonów w Liebherr Ochsenhausen. Za każdym razem jego zespół sięgał po medal – łącznie wywalczył 1 złoto (2019), 2 srebra (2018, 2020) i 2 brązy (2016, 2017).

Wcześniej w Bundeslidze wielkie sukcesy odnosił m.in. Lucjan Błaszczyk, dziś pracujący w ośrodku w Drzonkowie i w Palmiarni Zielona Góra.

- Mistrzem Niemiec z TTC Grenzau byłem w 1999, 2001 i 2002 roku, a Puchar Niemiec wygraliśmy w 2000 i 2006 roku – mówi Lucjan Błaszczyk, który ze swoim klubem zdobył też 2 razy Puchar ETTU i 2-krotnie zagrał w finale Ligi Mistrzów.

TTF Liebherr Ochsenhausen - 1. FC Saarbrücken-TT 1:3
  1. Hugo Calderano - Patrick Franziska 2:3 (3:11, 11:6, 10:12, 11:9, 10:12)
  2. Simon Gauzy - Shang Kun 1:3 (8:11, 7:11, 11:9, 10:12)
  3. Jakub Dyjas - Darko Jorgic 3:1 (11:9, 12:10, 12:14, 11:3)
  4. Hugo Calderano - Shang Kun 0:3 (9:11, 6:11, 9:11)

Malicki znów zagra z Chojnowskim

Trzykrotny Mistrz Polski w deblu Szymon Malicki będzie grał z Patrykiem Chojnowskim w AZS AWFiS Balta Gdańsk. Ostatnie 5 lat leworęczny tenisista stołowy spędził w Olimpii-Unii Grudziądz.

- Jeszcze za czasów treningów w Ostródzie, z Patrykiem Chojnowskim wygraliśmy Akademickie Mistrzostwa Europy w grze podwójnej – mówi Szymon Malicki. W LOTTO Superlidze debel był ostatnim, piątym pojedynkiem i jeśli nic się nie zmieni być może kibice znów zobaczą duet Chojnowski/Malicki.

Malicki zdobywał złote medale MP w deblu z Lucjanem Błaszczykiem (2006), Filipem Szymańskim (2010) i Michałem Dąbrowskim (2015). Jeśli zdrowie pozwoli obydwu, z pewnością miałby duże szanse na kolejny sukces, tym razem z Patrykiem Chojnowskim w MP 2021.

- Wydawało się jednak, że zostanę w Olimpii-Unii, bo i ja chciałem, i zarząd klubu też był za moim pozostaniem. Inne czynniki sprawiły, że musieliśmy zakończyć współpracę. To była dobra współpraca i  bardzo miło będę wspominał 5 lat w Grudziądzu, zresztą moim rodzinnym mieście.  Rozstajemy się w przyjaznej atmosferze, nie palimy mostów, więc kto wie, czy w przyszłości nie będzie mi dane jeszcze raz grać w barwach tego klubu – zaznaczył Szymon Malicki, który po srebro MP w deblu sięgnął przed 2 laty z Arturem Grelą.

Kiedy w 2015 roku ponownie zagrał w Olimpii-Unii, wtedy zespole Mistrza Polski, był to powrót po 7 sezonach. W międzyczasie występował w drużynach z Nadarzyna, Ostródy, Działdowa, Warszawy.

- Teraz miałem również propozycje m.in. z klubów grup północnej i południowej 1 ligi, ale zdecydowałem się na Gdańsk. Na co dzień będę na miejscu, nie muszę dojeżdżać na treningi – przyznał ćwierćfinalista ostatnich MP w grze pojedynczej w Białymstoku.

Szymon Malicki zastąpi Bartosza Sucha w składzie AZS AWFiS Balta Gdańsk. W drużynie pozostają m.in. aktualny Wicemistrz Polski w singlu Patryk Chojnowski (złoty medalista IMP 2019) i Tomasz Tomaszuk. Klub chce zatrzymać także Azera chińskiego pochodzenia Khinhang Yu.